AKADEMIA

Historia powstania akademii

Pomysł na utworzenie Akademii Piłkarskiej dla dzieci i młodzieży w Wieluniu powstał w mojej głowie wiele lat temu i w zasadzie wziął się z życia. Po zakończeniu kariery piłkarskiej, mieszkając ponad dekadę zagranicą, ciągle związany byłem z piłką nożną.

W ostatnich latach mojego pobytu w Wielkiej Brytanii dołączyłem do sztabu trenerskiego Akademii Piłkarskiej THE EIGHT w Londynie. Dzięki profesjonalnemu podejściu do pracy z młodzieżą, zostaliśmy zauważeni i zaproszeni do współpracy m.in z Chelsea, West Ham United, czy Queens Park Rangers. Uczestnictwo w warsztatach i szkoleniach tych wielkich klubów, pozwoliło mi zebrać cenne doświadczenie w dziedzinie futbolu młodzieżowego.

W momencie gdy wraz z rodziną podjęliśmy decyzję o powrocie na stałe do kraju, rozpoczęły się moje przygotowania do stworzenia projektu akademii pilkarskiej w Wieluniu. Zacząłem częściej bywać w Polsce i obserwować organizację pracy oraz poziom szkolenia młodzieży. Niestety nie wyglądało to dobrze, szczególnie w mniejszych miastach, a przecież tam dzieciaki też mają marzenia i chcą zostać wielkimi piłkarzami.

Aby mieli realne szanse w rywalizacji z najlepszymi, muszą pracować według najwyższych standardów i nie chodzi tu o korzystanie z nowoczesnego sprzętu, ale m.in o indywidualizację szkolenia, intensywność treningu, rozwój umiejętności technicznych i taktycznych, oraz edukacja mentalna i psychologiczna. Prawie rok przygotowań, planowania, organizacji infrastruktury, pozwolił nam w październiku 2019 roku przeprowadzić historyczny, pierwszy trening na którym pojawiło się mnóstwo dzieciaków. Stąd w nazwie Akademia Piłkarska AP (inicjały od Adam Paluszek) i rok założenia.

Adam Paluszek

Z osiedlowego boiska do reprezentacji Polski – historia pełna pasji, determinacji i walki z losem

W czasach, gdy o równych boiskach ze sztuczną murawą można było tylko pomarzyć, a smartfonów i dostępu do internetu nikt nie był w stanie nawet sobie wyobrazić, dzieciaki zakochiwały się w piłce nożnej. Na osiedlowych klepiskach, między blokami, tłumy dzieciaków biegały za piłką. Wśród nich był chłopak z Wielunia, który — jak wielu rówieśników z lat 80. — całe dnie spędzał z piłką przy nodze. Tyle że w jego przypadku wszystko zaczęło się jeszcze wcześniej. Futbol płynął w jego żyłach — ojciec Włodzimierz i dziadek Roman byli piłkarzami. Geny nie pozostawiły wyboru.

Początki w błocie i trampkach, ale z dwoma bramkami na koncie

W wieku 10 lat, przyprowadzony przez dziadka, na pierwszy trening do Wieluńskiego Klubu Sportowego. Pierwszy mecz? Niezapomniany. Błoto, kamienie, trampki na nogach — ale również dwa gole na koncie i zwycięstwo 2:1. Tak zaczęła się jego ośmioletnia przygoda z WKS-em, w trakcie której przeszedł przez wszystkie szczeble juniorskie. Już jako 15-latek dołączył do treningów pierwszego zespołu, występującego w 3. lidze.

Regularne powołania do kadr wojewódzkich, świetne występy na boisku i ciężka praca zaowocowały zaproszeniem do SMS Sport Contact Wrocław. To właśnie tam, podczas prestiżowego turnieju międzynarodowego, strzelił kilka efektownych bramek, pokazując się z doskonałej strony. Efekt? Trafił do notesów skautów PZPN a po kilku tygodniach do klubu przy ul.Wojska Polskiego dotarł fax z powołaniem do Reprezentacji Polski U-18!

Z trampkarza do orła z herbem na piersi

Pierwsze zgrupowanie w Warszawie. Wśród powołanych – zawodnicy z topowych klubów z całej Polski i on — chłopak z Wielunia. Debiut? Belgia – Polska. Wszedł w 70. minucie i mocno ożywił grę ofensywną. Kolejny mecz, tym razem ze Szwecją, zaczął już w pierwszym składzie. Rozegrał pełne 90 minut, strzelił pięknego gola i został uznany za najlepszego zawodnika meczu. Marzenia z dzieciństwa właśnie się spełniały.

Oferty klubów z zagranicy zaczęły spływać regularnie. Mocno zabiegał o niego Bayer Leverkusen, Espańol Barcelona i IFK Goeteborg ale on już był „po słowie” z Wisłą Kraków. Razem z ojcem uznali, że to najlepszy krok w jego piłkarskiej drodze. Kontrakt z „Białą Gwiazdą” podpisał pod koniec 1997 roku, oficjalnie dołączając do klubu 1 stycznia 1998.

Wisła Kraków – drzwi do wielkiego futbolu i… pierwsze ciosy od losu

Przeprowadzka do Krakowa, do dużego miasta, do klubu z wielkimi tradycjami, była wielką zmianą w jego życiu. Na początku wszystko układało się idealnie. Ciężkie zimowe obozy w Zakopanem i Wiśle zahartowały ciało i ducha. Był w świetnej formie. Aż do feralnego treningu przed wyjazdem na mecz z Legią Warszawa — zderzenie z bramkarzem zakończyło się naderwaniem mięśnia czworogłowego i silnym stłuczeniem kości. Rehabilitacja, rezerwy, próba powrotu. Trenerem zostaje Franciszek Smuda, który już na pierwszym treningu jasno deklaruje: Będę stawiał na Ciebie.”

Ale piłka — jak życie — nie lubi przewidywalności. Na obozie przygotowawczym pojawia się ból w stawie skokowym. Badania w Krakowie, diagnoza i szybka decyzja: operacja u specjalisty, doktora Volkera Fassa we Freiburgu. Kolejne tygodnie poza grą. Rehabilitacja, praca z fizjoterapeutą, powolny powrót w zespole rezerw.

Z powrotem na torze… i znowu ściana

Nowym trenerem Wisły zostaje Orest Lenczyk. Jest na wczasach, leży na plaży, dzwoni telefon — „wracasz do pierwszego zespołu, trening jutro o 10:00”. Nie zastanawia się ani chwili, pakuje walizkę, wsiada w auto i w nocy dociera do Krakowa. Pierwszy sparing z Polonią Bytom, gol, wygrana 2:1. Kolejny mecz – Odra Wodzisław. Wchodzi w drugiej połowie i… złamany nos, operacja, miesiąc przerwy.

Frustracja sięga zenitu. Powrót do rezerw, Wisła pewnie zmierza po mistrzostwo, a on tylko patrzy na to z trybun. Dziś nazwalibyśmy to depresją. Wszystko, co było tak blisko, znowu jest daleko.

Kowalik, nadzieja i Superpuchar

Nadzieję przywraca trener Kowalik, który zna go z mistrzostw Polski juniorów i właśnie zostaje asystentem Henryka Kasperczaka. „Bierz się do roboty, wrócisz do kadry pierwszego zespołu”. Dodatkowe treningi, gole w rezerwach — forma wraca. W końcu miejsce w kadrze na mecz Superpucharu Polski z Amicą Wronki. Wieczorem przed meczem gorączka 40 stopni. Rano — leki i adrenalina. Wchodzi na boisko, ale brakuje sił. Przegrana 1:0, niewykorzystana sytuacja bramkowa i zmarnowana szansa.

Wirus, szpital, łóżko. I znów długa przerwa.

Koniec z Wisłą, niespełnione marzenia i kolejne podróże

Ostatnie dwa sezony to już głównie gra w rezerwach i próba utrzymania motywacji. W czerwcu 2003 kończy się kontrakt. Miał być transfer do Francji — kluby z 2. i 3. ligi, wstępne ustalenia, ale… limity zawodników spoza UE i przeciągające się rozmowy.

Ostatecznie trafia do Pelikana Łowicz, który miał walczyć o awans do 2 ligi, ale rzeczywistość okazuje się rozczarowaniem. Rok później — propozycja z Wysp Owczych. Wybiera egzotyczny kierunek, trafia do GI GOTU i… gra znowu sprawia mu radość. Strzela bramki, asystuje i łapie wysoką formę. Niestety, klub nie kwalifikuje się do europejskich pucharów i traci głównego sponsora, a on wraca do Polski.

Jeszcze jedna próba w Niemczech… i kres marzeń

Kotwica Kołobrzeg, kolejne kontuzje, forma w kratkę. Aż w końcu oferta z Niemiec — gra w TSG Neustrelitz. Dobre występy, transfer do klubu partnerskiego FC Carl Zeiss Jena (2 Bundesliga). Tam ma szansę na powrót do poważnego grania. Ale na zimowym sparingu — poślizg, kontuzja, zerwany mięsień. Kolejne pół roku poza boiskiem.

W wieku 26 lat, organizm mówi: dość. Próbował wracać, walczył, trenował mimo bólu. Zrozumiał, że jeśli nie może grać na najwyższym poziomie, nie chce grać wcale. W wieku, który jest optymalnym dla piłkarza, On kończy karierę.


Piłka nożna zabrała mu zdrowie, ale dała sens

Nigdy się nie dowie, jak wysoko mógł zajść, gdyby nie kontuzje. Może grałby z orzełkiem na piersi na Euro albo mundialu. Może byłby ikoną polskiej Ekstraklasy. A może jego nazwisko znałaby dziś cała piłkarska Europa.

Jedno jest pewne — jego historia to więcej niż opowieść o karierze. To opowieść o marzeniach małego chłopca, pasji, determinacji, cierpliwości i bolesnym dojrzewaniu w sporcie, który potrafi dawać skrzydła, ale też brutalnie je podcinać.

To również inspiracja dla  młodych zawodników w Akademii Piłkarskiej AP2019. Nie ważne z jakiego miejsca zaczynasz. Marzenia, pasja i miłość do tego co robisz mogą zaprowadzić Cię na wielkie stadiony. Warunek: 100% zaangażowania, wiara i właściwi ludzie obok. Sukces nie zawsze mierzy się medalami — czasem to po prostu odwaga i upór, by walczyć mimo przeciwności i wstawać po każdym upadku.

Scroll to Top